Jakiś czas temu uznałam, że najwyższa pora dorzucić do moich kosmetycznych zbiorów chociaż trochę nowości o składzie bardziej naturalnym od większości produktów, których używam na co dzień do twarzy. Tak dla zasady, dla lepszego samopoczucia i na dobre rozpoczęcie nowego roku.
Zdecydowałam się postawić na firmę Orientana, ponieważ wydawała mi się pewniakiem - bo przecież polska (jednocześnie inspirowana Azją), z kilkuletnim stażem, no i całkowicie naturalna. Moja skóra udowodniła mi, że jednak byłam w błędzie.
Pierwsze wrażenie było całkiem pozytywne - prosty, dosyć estetyczny, zafoliowany kartonik i zwykłe, okrągłe pudełeczko kremu, dodatkowo zabezpieczone srebrną, grubą folią. Całość wykonana solidnie i z dbałością o szczegóły. Kolejne wrażenie było już dużo słabsze - jak tylko odkręciłam słoiczek i usunęłam srebrną folię, poczułam zapach kremu - i jako fanka dobrze pachnących kosmetyków poczułam się szczerze rozczarowana... po kilku dniach udało mi się wreszcie ustalić, czym pachnie Orientana - ewidentnie jest to zapach środków czystości z PKP. Kojarzycie tą charakterystyczną woń w toaletach pociągów dalekobieżnych? Daję Wam słowo, że dokładnie tak pachnie ten krem - i potwierdziłam to wśród kilku osób, więc nie jest to tylko moja opinia ;)
Pierwsze wrażenie było całkiem pozytywne - prosty, dosyć estetyczny, zafoliowany kartonik i zwykłe, okrągłe pudełeczko kremu, dodatkowo zabezpieczone srebrną, grubą folią. Całość wykonana solidnie i z dbałością o szczegóły. Kolejne wrażenie było już dużo słabsze - jak tylko odkręciłam słoiczek i usunęłam srebrną folię, poczułam zapach kremu - i jako fanka dobrze pachnących kosmetyków poczułam się szczerze rozczarowana... po kilku dniach udało mi się wreszcie ustalić, czym pachnie Orientana - ewidentnie jest to zapach środków czystości z PKP. Kojarzycie tą charakterystyczną woń w toaletach pociągów dalekobieżnych? Daję Wam słowo, że dokładnie tak pachnie ten krem - i potwierdziłam to wśród kilku osób, więc nie jest to tylko moja opinia ;)
Przez strasznie męczący zapach sama aplikacja kremu również nie należała do najprzyjemniejszych, mimo, że kosmetyk ma dobrą konsystencję i nieźle się wchłania. Zapach po jakimś czasie się ulatnia, ale trwa to dosyć długo.
Niezrażona kilkoma pierwszymi aplikacjami doszłam do wniosku, że dla dobra mojej cery będę twarda i pozostanę wierna Orientanie do czasu aż sprawi, że moja buzia będzie idealnie gładka i promienna, jak obiecywał producent. Niestety, nic takiego nie nastąpiło, a stała się rzecz o wiele gorsza - na mojej twarzy zaczęły się pojawiać całkowicie niechciane niespodzianki pod postacią wyprysków i zaskórników. Cera była wyraźnie obciążona i wyglądała po prostu nieładnie, błyszczała się i miała nieprzyjemny koloryt.
Wytrzymałam około trzech tygodni, na początku wmawiając sobie, że może właśnie tak moja skóra oczyszcza się ze wszystkich syfów i konserwantów jakie jej wcześniej serwowałam, jednak moja cierpliwość skończyła się zanim udało mi się o tym przekonać, ponieważ miałam dość widoku swojej twarzy w lustrze. Teraz, po około miesiącu udało mi się uspokoić cerę i znów wygląda nieźle.
Jedno wiem na pewno - krem morwa i lukrecja na pewno nie zostanie na mojej łazienkowej półce, ponieważ całkowicie się nie dogadaliśmy. Mało który krem tak wyraźnie mi nie służył. A tak w niego wierzyłam!
Cena: 34zł
Jedynym plusem kremu był fakt, że dostałam do niego kilka ciekawych próbek kosmetyków Orientany, którymi byłam pozytywnie zaskoczona. Macie jakieś doświadczenia z produktami tej firmy?
Niezrażona kilkoma pierwszymi aplikacjami doszłam do wniosku, że dla dobra mojej cery będę twarda i pozostanę wierna Orientanie do czasu aż sprawi, że moja buzia będzie idealnie gładka i promienna, jak obiecywał producent. Niestety, nic takiego nie nastąpiło, a stała się rzecz o wiele gorsza - na mojej twarzy zaczęły się pojawiać całkowicie niechciane niespodzianki pod postacią wyprysków i zaskórników. Cera była wyraźnie obciążona i wyglądała po prostu nieładnie, błyszczała się i miała nieprzyjemny koloryt.
Wytrzymałam około trzech tygodni, na początku wmawiając sobie, że może właśnie tak moja skóra oczyszcza się ze wszystkich syfów i konserwantów jakie jej wcześniej serwowałam, jednak moja cierpliwość skończyła się zanim udało mi się o tym przekonać, ponieważ miałam dość widoku swojej twarzy w lustrze. Teraz, po około miesiącu udało mi się uspokoić cerę i znów wygląda nieźle.
Jedno wiem na pewno - krem morwa i lukrecja na pewno nie zostanie na mojej łazienkowej półce, ponieważ całkowicie się nie dogadaliśmy. Mało który krem tak wyraźnie mi nie służył. A tak w niego wierzyłam!
Cena: 34zł
Jedynym plusem kremu był fakt, że dostałam do niego kilka ciekawych próbek kosmetyków Orientany, którymi byłam pozytywnie zaskoczona. Macie jakieś doświadczenia z produktami tej firmy?
Szkoda, że się u Ciebie nie sprawdził ;/
OdpowiedzUsuńHaha kojarzę ten pociągowy zapach, nie wiem czy byłabym taka dzielna i nakładała wciąż taki krem na twarz xd
OdpowiedzUsuńA zapowiadało się tak fajnie...
OdpowiedzUsuńI never heard about these brands before. I don't think they're available here....but lovely review!
OdpowiedzUsuńhttp://modaodaradosti.blogspot.com
Jak dobrze, ze tu trafiłam, bo właśnie wczoraj zastanawiałam sie nad kupieniem ich sobie,
OdpowiedzUsuńTestowałam kiedyś ten krem i niestety nie przypadł mi do gustu. Delikatnie mówiąc.
OdpowiedzUsuń