O maskarze Lovely Curling Pump Up słyszałam wiele, z czego większość opinii była zdecydowanie pozytywna. A biorąc pod uwagę, że uwielbiam wszystkie kosmetyki do rzęs, zarówno tusze, jak i odżywki, postanowiłam wybrać się na szybkie zakupy. Skuszona wychwalającymi recenzjami uznałam, że czas wypróbować Curling Pump Up na własnych rzęsach. Zakupu dokonałam w Rossmanie, za zawrotną kwotę 8,99 zł za 8 ml.
Pierwsze wrażenie:
Jeśli chodzi o wygląd opakowania, to średnio mi się podoba, ponieważ nie lubię żółtego koloru. Niemniej jednak świetnie sprawdza się, kiedy muszę szybko znaleźć tusz w mojej wypełnionej po brzegi kosmetyczce podczas porannego makijażu ;) Również wypatrzenie go na Rossmanowskiej półce nie stanowiło żadnego problemu. Szczoteczka w pierwszej chwili mnie nie zachwyciła, ponieważ zdecydowanie lepiej maluje mi się szczoteczkami z włosia, niż tymi silikonowymi, jednak jej kształt szczerze mnie zaciekawił.
Efekty:
Silikonowa szczoteczka, o dziwo, sprawdziła się całkiem nieźle, chociaż na początku miałam co do niej wiele wątpliwości. Specyficzny kształt kojarzy mi się z maskarą Maybelline Falsies (recenzja TUTAJ). Żeby uzyskać ładny i widoczny efekt muszę malować rzęsy dłuższą chwilę, ponieważ szczoteczka nabiera naprawdę minimalną ilość tuszu - dzięki temu rzęsy są rozczesane i dobrze rozdzielone, a my z łatwością możemy kontrolować intensywność makijażu. Jak na razie tusz się nie osypuje, ale czytałam na paru blogach, że po około miesiącu od otwarcia zaczyna się nieco kruszyć. W sumie za taką cenę nie byłby to zbyt duży problem.
Podsumowanie:
Jestem całkiem zadowolona z Curling Pump Up. Tusz według obietnic producenta "podkręca i unosi rzęsy" i trzeba przyznać, że nie są to słowa przesadzone, chociaż moje rzęsy już z natury (a może to jednak dzięki FEG ;)) są całkiem mocno podkręcone. Mi osobiście brakuje jedynie efektu pogrubienia, ale temu da się zaradzić łącząc Lovely z którymś z pogrubiających tuszy, na przykład z oferty Maybelline. Myślę, że polubimy się z Pump Up na dłużej. Poniżej efekty naszej współpracy:
Na zdjęciach oprócz tuszu Lovely widzicie eyeliner w pisaku firmy Bourjois. Jest to Liner Feutre Ultra Black.
PS: Przypominam o rozdaniu - zakończenie już w najbliższy poniedziałek :) http://ty-tez-mozesz.blogspot.com/2014/05/zapraszam-na-rozdanie.html
Bardzo go lubię!:)
OdpowiedzUsuńpiękne rzęsy! :)
OdpowiedzUsuńjuż tyle o nim słyszałam ze go kupie bo mnie prześladuje...
dzięki! a co do tuszu - miałam tak samo! tyle osób mi go poleciło, że musiałam wreszcie ulec ;)
UsuńGłośno o tym tuszu ostatnio :)
OdpowiedzUsuńMasz piękne rzesy, efekt bardzo fajny ;)
Również nie przepadam za silikonowymi szczoteczkami, ale efekt końcowy jest świetny :)
OdpowiedzUsuńJa też jestem zadowolona z tego tuszu, bo jak za taką cenę jest naprawdę niezły :)
OdpowiedzUsuńno cóż, nie ma co ukrywać, że cena jest jedną z jego niewątpliwych zalet ;)
UsuńOo mój ulubiony tusz. Jest świetny!
OdpowiedzUsuńMam ten tusz i to najlepszy jaki do tej pory miałam, pomijając jakiś z wibrującą szczoteczką ;)
OdpowiedzUsuń