29 kwietnia 2014

Róż Clinique Fresh Bloom

Róż do policzków zawsze był przeze mnie traktowany nieco po macoszemu. Niby jakiś miałam, ale nigdy nie uważałam, że jest to kosmetyk wybitnie istotny w moim codziennym lub bardziej oficjalnym makijażu. Stosowałam go zamiennie z bronzerem, zależnie od okazji i pory roku. Jakiś czas temu uznałam, że może nadszedł moment, aby coś w tej kwestii zmienić. 

Wszystko jak zwykle zaczęło się od zbyt długiego siedzenia w Internecie, w którym to naczytałam się o niemalże zbawiennych właściwościach odpowiednio dobranego różu. I dałam się przekonać. Że uwydatnia kości policzkowe. Że odmładza twarz. Że rozświetla. I że jest przyjacielem każdej szanującej się kobiety. I tak właśnie rozpoczęłam poszukiwania różu idealnego.

Ponieważ jestem posiadaczką bardzo jasnej cery, wiedziałam, że powinnam raczej zwracać uwagę na kosmetyki w odcieniach różu, rezygnując z tych o barwie morelowo/brzoskwiniowej idealnej dla osób o ciemniejszej karnacji.

Umiejętnie używając różu jesteśmy w stanie dodać twarzy lekkości i dziewczęcego blasku – dlatego odpowiednio dobrany kolor i konsystencja są tak istotne. Skuszona pozytywnymi opiniami zdecydowałam sie na zakup różu marki Clinique o nazwie Fresh Bloom, ponieważ każda z palet tego produktu zawiera kompozycję trzech współgrających ze sobą delikatnych odcieni. Już sam wygląd tego produktu wzbudził moje zainteresowanie – proste, klasyczne, białe pudełeczko z przezroczystym wieczkiem, przez które możemy podziwiać wytłoczony w różu trójkolorowy kwiat, inspirowany słynnymi kwiecistymi opakowaniami popularnymi w początkach istnienia marki Clinique.

Odcień który posiadam to Peony – jest to najjaśniejszy z dostępnych kolorów, bardzo naturalny. Róż ma tak delikatną, kremową konsystencję, że nie wymaga posiadania specjalnych umiejętności ani wprawy w stosowaniu. Rozprowadza się w zasadzie bezproblemowo, nie tworzy smug ani nieestetycznych plam, nawet w moim wykonaniu ;) Nie jestem zwolenniczką mocnego makijażu, więc ten produkt stanowi dla mnie świetne rozwiązanie, ponieważ nawet kiedy nakładam go wcześnie rano i niedokładnie, nie ryzykuję że zdziwię się zerkając w lustro kilka godzin później. Generalnie nakładając go na twarz mam poczucie, że jest to produkt z wyższej półki, bardzo dobry jakościowo. Rozświetla, ale jest to efekt delikatnego ‘glow’, a nie odpustowy brokat, więc buzia wygląda na świeżą i wypoczętą.

Jedynym jego minusem może być cena (w promocji można go dostać za ok. 100zł), jednak biorąc pod uwagę jego wydajność, jest to inwestycja na lata. Poniżej załączam zdjęcie po 3 miesiącach użytkowania. Ubytek jest w zasadzie niezauważalny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. Jeśli masz jakieś pytania lub po prostu chcesz się ze mną skontaktować, pisz bezpośrednio na adres tytezmozesz7@gmail.com. Odpowiem na każdą wiadomość :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...